Radio Białystok | Gość | Alaksiej Dzikavicki - szef redakcji programów informacyjnych Biełsatu
- W ostatnich dwóch latach widzimy, że służby białoruskie, sądy, starają się na wszelkie sposoby utrudnić nam pracę - mówi Alaksiej Dzikavicki.
Biełsat jest jedyną niezależną telewizją na Białorusi. Od samego początku nadaje drogą satelitarną z Polski. I Polska od samego początku finansuje ten projekt licząc, że może on się przyczynić do demokratyzacji społeczeństwa białoruskiego. W tym roku - 10 grudnia - Telewizja Biełsat będzie świętować jubileusz 10-lecia. W ciągu dekady czas emisji programu zwiększył się z jednej do 17 godzin na dobę. O obecnej sytuacji kanału z szefem redakcji programów informacyjnych Biełsatu Alaksiejem Dzikavickim rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: Nie można powiedzieć, że ta 10-letnia historia była usłana różami, ale w ostatnim czasie problemy dziennikarzy Biełsatu na Białorusi znacznie się nasiliły.
Alaksiej Dzikavicki: Można powiedzieć, że się nasiliły. Oczywiście od samego początku nie mieliśmy łatwo, gdyż po około 6 miesiącach pracy zaliczyliśmy bardzo poważny najazd ze strony służb białoruskich, czyli skonfiskowano nam praktycznie całą technikę: kamery, laptopy, cały sprzęt. Oczywiście kontynuowaliśmy pracę, później te represje ustąpiły aż do 2010 roku, gdy znowu po wyborach mieliśmy problemy.
Później była "odwilż", czyli władza jakiś tam sposób tolerowała nasze istnienie, natomiast w ostatnich dwóch latach znowu widzimy, że służby białoruskie, sądy na wszelkie sposoby starają się utrudnić nam pracę. Przede wszystkim to kary finansowe, dlatego że nie mam akredytacji na Białorusi, a zgodnie z prawem białoruskim praca dla mediów zagranicznych bez akredytacji jest nielegalna.
Nasi dziennikarze spotykają się codziennie praktycznie z olbrzymimi karami pieniężnymi, tylko w tym roku zapłaciliśmy około 20 000 dolarów, czyli około 70-80 tys. zł samych kar pieniężnych. Oprócz tego mamy też do czynienia z tym, że konfiskują nam sprzęt. W tej chwili też walczymy o odzyskanie sporej części naszego sprzętu.
Represje nasiliły się wiosną tego roku.
Tak, to prawda. Wiążemy nasilenie represji na wiosnę właśnie z protestami przeciwko tak zwanemu "dekretowi o darmozjadach", wg którego osoba na Białorusi, która nie pracuje 183 dni w roku, powinna płacić podatek państwu za to, że nie pracuje. Ludzi to oburzyło i ludzie zaczęli wychodzić na ulice, nie tylko w Mińsku, ale też wielu miastach na prowincji.
We wszystkich tych miastach praktycznie byliśmy obecni, prowadziliśmy transmisje na żywo, to pewnie rozwścieczyło władze, dlatego że nie tylko my robiliśmy tak zwane streamy, czyli transmisje na żywo, ale też inne portale. My jesteśmy nie tylko portalem, ale przede wszystkim telewizją i było widać te protesty też na prowincji, gdzie ludzie oglądają telewizję przez anteny satelitarne. I na skutek tego, o tych protestach dowiedzieli się nie tylko ci, którzy mają dobry internet w jakichś większych ośrodkach, ale także ludzie na prowincji, więc to pewnie było przyczyną wściekłości władz i zmasowanego ataku na nas.
Natomiast oczywiście w lecie, jak zawsze, mniej się dzieje, to jest taki sezon ogórkowy, są dacze, prace polowe, trochę było lepiej. Natomiast teraz, kiedy znowu zaczyna się jesień, zaczynają się rozmowy o - być może - referendum na Białorusi, w sprawie wydłużenia terminu prezydenckiego dla Łukaszenki i tak dalej - znowu nasiliły się te ataki. No niestety i to też oczywiście w jakiś sposób wiążemy z niepewną sytuacją w telewizji w całej Polsce.
Jakie informacje teraz najbardziej irytują białoruskie władze?
Jak zawsze irytują informacje, które w jakikolwiek sposób pokazują aktywność ludzi, jakąś niezgodę i to nie tylko aktywność polityczna, być może nawet mnie irytuje władze teraz informacja o działalności partii opozycyjnych, czy liderów, działaczy opozycyjnych, natomiast najbardziej irytujące są dla władzy informacje o jakichś niesprawiedliwościach socjalnych, o jakichś problemach zwykłych mieszkańców, na prowincji szczególnie, gdzie oni de facto nie mają do kogo się zwrócić. I o tym staramy się więcej mówić i to burzy taki mit państwa socjalnego, państwa Łukaszenki, gdzie wszystko kwitnie i każdy ma równe prawa. I to na pewno złości Mińsk.
Kary finansowe, konfiskaty sprzętu, ale także areszty dla dziennikarzy. Czy wy, jako redakcja działająca spoza granic Białorusi, macie jakieś instrumenty, które mogłyby pomóc waszym dziennikarzom?
Do końca zagwarantować tego, że nikogo nie aresztują, albo nie skonfiskują sprzętu, my nie możemy. Natomiast otaczamy wszelką możliwa opieką - prawników, organizacji takich jak Białoruskie Zrzeszenie Dziennikarzy Niezależnych, wspiera nas Organizacja Obrońców Praw Człowieka, mamy sposoby żeby w każdej sytuacji, kiedy kary finansowe są dla naszych dziennikarzy - żeby to jak najszybciej zrekompensować, bo to może skutkować zakazem wyjazdu z Białorusi. Staramy się to uregulować.
Czy możecie liczyć na jakąś pomoc Polski, rządu, ministerstwa spraw zagranicznych?
Niestety w ostatnich latach pomoc jest znikoma. To, że ciągle mamy informację o tym, że przyszłość Biełsatu jest niepewna, że być może polskie państwo przestanie wspierać ten kanał - to jest jednoznacznie odbierane na Białorusi, jako brak wsparcia z kraju, który tę telewizję stworzył. Więc, jeżeli kraj, z którego Biełsat nadaje, nie wspiera tego kanału, to znaczy, że to jest łatwy łup.
Zauważmy, że nikt nie robi jakichś większych problemów dla dziennikarzy, dajmy na to Radia Svoboda nadającego z Pragi - to też medium zagraniczne. Natomiast jeżeli mówimy o aresztach dziennikarzy, o zatrzymaniach, karach pieniężnych, to przede wszystkim są to dziennikarze Biełsatu, ponad 50 osób tylko w tym roku zostało ukaranych i to olbrzymimi karami finansowymi, sięgają 2-2,5 tys. zł. To są bardzo duże kwoty.
Niedawno zmienił się minister informacji na Białorusi, ale sytuacja nie uległa zmianie, jeśli chodzi o niezależne media. Co mogłoby poprawić sytuację Biełsatu, niezależnych mediów na Białorusi?
Zmiana ministra informacji oczywiście nic nie da, bo samo istnienie ministerstwa informacji jest absurdalne. W krajach demokratycznych takich ministerstw nie ma, bo czym by miały się zajmować? Natomiast poprawić sytuację jedynie może ciągła presja krajów partnerskich z Zachodu. Dlatego, że Białoruś teraz nie jest w łatwej sytuacji, Rosja już na tak wysokim poziomie nie wspiera Białorusi, finansowo przynajmniej, i stan gospodarki białoruskiej jest nie do pozazdroszczenia, więc praktycznie rzecz biorąc Białoruś stara się na wszelkie sposoby też teraz jakoś budować stosunki z Zachodem.
Oczywiście te stosunki trzeba budować, trzeba jeździć, potrzebna jest wymiana handlowa, polityczna, dyplomatyczna, ale po stronie zachodniej przydałoby się za każdym razem jednak zaznaczać, że będziemy współpracować, będziemy współdziałać, ale pod warunkiem, że jednak Białoruś będzie przestrzegała podstawowych norm europejskich, w tym dotyczących wolności mediów.
Pierwszy raz sygnał Biełsatu został wyemitowany 10 grudnia 2007 roku. Czy w tej niełatwej sytuacji w grudniu będzie co świętować?
Myślę, że będzie co świętować w grudniu, dlatego że te 10 lat to był okres niesamowitego rozwoju i na początku jednak nikt nie wierzył w to, że to jest możliwe, żeby stworzyć taką telewizję w Polsce, która nadawałaby na Białoruś i to mając codziennie materiały z Białorusi - wideo, materiały - nie depesze czy teksty - natomiast materiały wideo. To, co mieliśmy - godzinę anteny 10 lat temu, teraz mamy 17 godzin, to robi wielką różnicę i najpierw wydawało się nam, że to da się zrobić szybciej, lepiej, ale okazało się, że zbudować telewizję od zera, z niczego - to jest olbrzymia praca i to że teraz mamy te 17 godzin anteny, mamy świetny zespół - około 200 ludzi na Białorusi, w Polsce, w innych krajach - to olbrzymie osiągnięcie i to chyba jest jeden z projektów polskiej pomocy zagranicznej, który działa z sukcesem.
Czego zatem życzyć Biełsatowi na kolejne lata?
Ja bym życzył przede wszystkim akredytacji na Białorusi i możliwości swobodnej działalności naszych dziennikarzy na Białorusi, a z czasem oczywiście przeniesienie się na Białoruś.