Radio Białystok | Gość | gen. Roman Polko - były dowódca jednostki wojskowej GROM
"Współczesna armia to nie jest jakiś silny, nasterydowany komandos z maczugą, który do wszystkiego strzela. Dzisiaj walczy się głównie inteligencją i w taki sposób kształtujemy nasze wojska, które nie są mięsem armatnim - to są ludzie, którzy są świadomi tego, co robią, mają te morale bardzo wysokie" - mówi gen. Roman Polko.
Pierwsze południowokoreańskie czołgi i armatohaubice trafiły do Polski. To jeden z etapów zapowiadanego od kilku miesięcy przez rząd wzmocnienia armii - w tym w północno-wschodniej części kraju. Jak te działania ocenia były dowódca GROM, generał Roman Polko? O tym w rozmowie, którą prowadzi Adam Janczewski.
Adam Janczewski: W Kolnie, w Grajewie - w województwie podlaskim - będą stacjonować żołnierze. Te decyzje już zapadły. Jak pan ocenia takie decyzje o militarnym wzmocnieniu tej części kraju?
gen. Roman Polko: To są bardzo dobre decyzje. Musimy pamiętać o tym, jak czy minister Tomasz Siemoniak, czy Bogdan Klich szukali tylko oszczędności na armii. Zwijali jednostki i to na tych kierunkach najbardziej zagrożonych, takich jak tutaj, w rejonie też Przesmyku Suwalskiego. Wyraźnie widać, że już ten rząd, ten minister obrony, odbudowuje nasze zdolności obronne i nie tylko na papierze, w sferze deklaracji, ale to potencjalne uzbrojenie już do nas dociera.
Mamy te baterie Patriot, kupujemy HIMARS-y, mamy podpisane świetne kontrakty z amerykanami, ale także te kontrakty z Koreą Południową, które będą rozwijać nasz przemysł zbrojeniowy. Mamy w końcu Wojska Obrony Terytorialnej, które były odsądzanie od czci i wiary, a okazało się, że i w Ukrainie się sprawdzają i również sprawdzały się u nas w sytuacjach kryzysowych, takich jak kryzys graniczny, który był takim preludium, wstępem do tego, co miało się wydarzyć właśnie w tym roku.
Jaki rodzaj wojsk jest potrzebny w pańskiej ocenie w północno-wschodniej Polsce, w sąsiedztwie Białorusi i Rosji?
To jest właśnie kluczowe. Otóż ja kończyłem taki kurs zarządzania zasobami obronnymi w Monterey. Mamy konkretny cel — bezpieczeństwo państwa i do tego potrzebne są różne komponenty sił. Nie możemy podlegać takim modom prasowym, które się pojawiają. Najpierw to były Bayraktary i piosenki o Bayraktarach, później byłych HIMARS-y, teraz będziemy śpiewać o Patriotach. Mam na myśli rakiety, a nie tych pseudo patriotów, którzy bardzo często są mocni w buzi, a gorzej to wygląda, kiedy przychodzi coś naprawdę zrobić.
Myślę, że trzeba rozwijać wszystkie jednostki. Właśnie ten czynnik, który jest rozbudowany, tej powszechnej obrony, w poparciu o obronę terytorialną, też o tę nową ustawę, która weszła i która daje taką pozytywną motywację do tego, żeby się angażować w obronę ojczyzny, ale też i drogie mojemu sercu wojska specjalne, których nie widać, a które robią wspaniałą robotę, po też jednostki, których już w ogóle nie widać, ale chociażby do obrony cyberprzestrzeni. Nie zapominajmy, że w 2007 roku Rosja zaatakowała Estonię — I wojna w cyberprzestrzeni. Dzisiaj tego nie odczuwamy, ale to nie znaczy, że nie mamy w tym zakresie budować własnej odporności.
Czyli to wojsko musi być przekrojowe i kompletne.
Tak, przekrojowe i kompletne. Specjalnie wspominam te wojska związane z cyberprzestrzenią, żeby zdać sobie sprawę, że współczesna armia to nie jest jakiś silny, nasterydowany komandos z maczugą, który każdego tłucze czy przedłużenie kolby karabinu i do wszystkiego strzela, tylko dzisiaj głównie walczy się inteligencją i w taki sposób kształtujemy nasze wojska, które nie są mięsem armatnim, nie są to jakieś kacapy z dalekiej Rosji, tylko to są ludzie, którzy są świadomi tego, co robią, mają te morale bardzo wysokie i jak pokazała ta wojna w Ukrainie, to bardzo często decyduje o sukcesie nawet wtedy, kiedy wszyscy, licząc potencjały, skazują cię na klęskę.
Jakich zagrożeń możemy się spodziewać ze strony Rosji i Białorusi? Dużo mówi się o tych bezpośrednich, militarnych koncentracjach wojsk, chociażby w pobliżu naszych granic, ale to właśnie ta przestrzeń wirtualna i ta wojna hybrydowa to jest to, na co musimy uważać.
Zdecydowanie tak. Już na początku tej wojny rekomendowałem czy panu prezydentowi, będąc w Radzie ds. Bezpieczeństwa i Obronności kwestie patrzenia, co będzie później. Wiadomo było już wtedy, że Rosja będzie czyniła wszystko, żeby wbić klin między Polskę i Ukrainę, żeby mówić o tym, że Ukraińcy odbierają nam pracę, dostaje za darmo zasiłki, a w ogóle są wrodzy wobec Polski. To jest kluczowe zagrożenie.
Putin zawsze starał się dzielić państwa Europy i wygrywać to, co dla niego wydaje się najkorzystniejsze, bo silna, solidarna Europa, sojusz NATO, były dla niego największym zagrożeniem. I to jest pierwszy czynnik, właśnie tej wojny informacyjnej, wojny propagandowej w cyberprzestrzeni, w której możemy coś naprawdę zrobić, chociażby nie poddając się takiej presji, którą Putin czy te trolle internetowe wywierają. To nie jest wyimaginowane zagrożenie. Przypomnijmy, że Putin atakował, interweniował w wybory, które miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, w Europie. To są różnego rodzaju prowokacje czy działania pod obcą flagą.
Nie zapominajmy, że Putin truł nowiczokiem, wysadzał składy amunicji, chociażby w Czechach. No nie wiemy jaką prowokację będzie szykował również, chociażby na terytorium Polski. To wszystko wymaga jednak zwrócenie uwagi, ponieważ też ci tak zwani imigranci, którzy nie przypadkiem mieli trafiać do Polski, bo byli przerzucani, a wśród nich było wielu ludzi, którzy współdziałają ze służbami czy zostali zwerbowani przez służby rosyjskie, białoruskie, to ich zadaniem było to, żeby właśnie powodować chaos w Polsce, w Europie. Żeby Europa, Polska, zajęta COVID-em i właśnie tymi problemami imigracyjnymi nie miała sił i środków, żeby jeszcze wspierać Ukraińców.
Czy w tym wypadku słuszną odpowiedzią była budowa bariery? Tej zapory fizycznej i tej zapory elektronicznej?
Zdecydowanie tak. Bardzo szybko podjęto tę decyzję, bardzo szybko ją zrealizowano. Apelowałbym do tych polityków, którzy mają świadomość, przynajmniej powinni mieć, czym jest bezpieczeństwo Rzeczpospolitej, żeby tutaj stworzyć jednolity front. Jestem w stanie zrozumieć różnych liderów organizacji pomocowych, którzy być może pewnych aspektów militarnych bezpieczeństwa nie rozumieją, ale po to mamy polityków, żeby im to tłumaczyli, a nie żeby po prostu wykorzystywali kwestie bezpieczeństwa Rzeczpospolitej jako coś, co służy do ich walki politycznej.
Jak pan ocenia decyzję polskiego rządu o odrzuceniu oferty Niemców w sprawie stacjonowania w Polsce, na wschodniej ścianie, baterii Patriot?
Szczerze mówię — po prostu tego nie rozumiem, bo przede wszystkim trzeba brać pod uwagę kwestie techniczne i kadrowe. Nie oceniam tego pod względem politycznym. Jeżeli chodzi o względy techniczne to przez to, że Patrioty to jednak zaawansowana technologia NATO, to ich udostępnianie krajowi, który nie jest członkiem sojuszu NATO, jest zawsze problematyczne i wiąże się z demontażem, chociażby systemu swój-obcy, który pozwala rozpoznawać.
Po drugie kwestia kadrowa. To jest kwestia taka, że załoga niemiecka, która jest przeszkolona w użytkowaniu Patriotów, z pewnością będzie lepsza niż Ukraińcy nawet po rocznym szkoleniu, bo jest bardzo na tym doświadczona. Myślę, że najistotniejsza kwestia — te Patrioty rozlokowane na terytorium Polski w sojuszu i w systemie NATO, spójnym systemie, w podporządkowaniu operacyjnym, ale przy narodowym dowodzeniu niemieckim, tak jak Amerykanie zachowują narodowe dowodzenie amerykańskie, one działałyby w sposób synergiczny i z pewnością chroniłyby nas, chociażby przed być może zabłąkanym rosyjskimi rakietami, zasięgi rzędu kilku tysięcy kilometrów i o tym trzeba pamiętać. Lepiej chronią na polskiej ziemi, właśnie w tym systemie, niż będąc rozmieszczone, właściwie nie wiadomo pod jaką kontrolą.
To, co najistotniejsze w tym wszystkim, to pamiętajmy, że jesteśmy w sojuszu NATO i nawet jeżeli Niemcy na początku tej wojny zachowały się co najmniej dwuznacznie i oferowały Ukraińcom do pomocy hełmy, to dzisiaj jednak dają systemy obrony powietrznej i my powinniśmy Niemcom pomóc wrócić na te dobre tory i budować wspólną, kolektywną obronę sojuszu NATO. Uważam, że błędem jest nieprzyjęcie tej propozycji, bo to w jakiś sposób budowałoby też taką solidarność, która jest w sojuszu NATO potrzebna między wszystkimi krajami, nie tylko tymi jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, które pierwsze przyszły z pomocą.
Oferta Niemców to jest realna pomoc w pańskiej ocenie? Czy jak niektórzy zarzucają — zagrywka propagandowa?
To jest zdecydowanie realna propozycja i podkreślam raz jeszcze, bo słyszałem takie informacje, że będą nimi dowodzić Niemcy. Kiedy GROM wykonywał zadania w podporządkowaniu operacyjnym amerykańskim w Iraku, to narodowe dowodzenie w dalszym ciągu miała Polska. Trzeba rozróżnić, co jest narodowym dowodzeniem, a co jest operacyjnym dowodzeniem i zawsze, kiedy się wchodzi na terytorium innego państwa w podporządkowaniu, to się buduje spójny system tak, żeby te elementy obrony, które są rozmieszczone, działały w taki sposób, aby wspierały się nawzajem, a nie umniejszały swoich zdolności czy też działały właściwie w taki sposób, że doprowadziłyby, chociażby do bratobójczego ognia.
Dziękuję za rozmowę dziękuję.